Może zacznijmy od tego, że Eurowizja już od paru lat prestiżowym konkursem piosenki nie jest. Złote czasy minęły dawno, i to, co obecnie rozgrywa się na scenie, nie przypada do gustu wszystkim. To już nie ABBA czy chociaż Alexander Rybak - to w dużej mierze dosyć przeciętne piosenki, łatwe do zapomnienia i nie wywołujące jakichś wielkich emocji. (W ostatnich latach śpiewane właściwie tylko po angielsku, bo zniesiono zasadę, zmuszającą do śpiewania w językach narodowych. Teraz wszyscy, poza Francją i paroma rodzynkami, chcą być
Niestety, w tym roku Eurowizja mnie jednak troszeczkę zawiodła.
Solidnie ponad 90% piosenek zostało wykonanych po angielsku. Doszło do tego, że niemalże byłam zła na Wielką Brytanię (!), ostatnią, występującą w Wielkim Finale, która również śpiewała po angielsku. Widzicie? Co za dużo, to niezdrowo.
Sporo też piosenek nie prezentowało się rewelacyjnie. Były po prostu przeciętne, zdecydowanie niezasługujące na jakiekolwiek wysokie noty. Czasami też słabo broniły się nawet teledyskiem. Niektóre z nich nie wyglądały estetycznie. "Żywsze" występy powinny być zaplanowane tak, by z piosenką tworzyły nierozerwalną całość. Powinny zwyczajnie pasować do jej klimatu, nie kłócić się ze słowami i ogólnym przekazem. Pod tym względem punkty zyskiwała, mimo wszystko, Polska, a traciła - Estonia.
Duńscy prezenterzy wydawali się po prostu "gorsi" od szwedzkich. Nie udało mi się ich polubić, choć teoretycznie miałam na to, aż trzy szanse. W dodatku Pilou mówił z tak silnym akcentem, że czasami naprawdę musiałam się wysilać, by go zrozumieć. Byłoby lepiej, gdyby w większym stopniu zastępował go nieco małomówny Nikolaj, ewentualnie Liese.
Reprezentację Rosji powitano... buczeniem. To było nie tyle po prostu nieuprzejme, ale i nieodpowiednie. Bo, czy to wina sióstr Tołmaczowych, moich rosyjskich rówieśniczek, że urodziły się akurat w tym kraju? Czy to one powinny brać odpowiedzialność za to, co się teraz dzieje na Krymie? Bo ja bym obwiniała Putina, który akurat w Eurowizji nie występował. To chyba jego powinno się wybuczeć. Zresztą, bądźmy szczerzy, "Shine" nie jest okropną piosenką. Wszyscy słyszeliśmy dużo gorsze od niej, a i tak nasze reakcje były bardziej neutralne.
I... wygrała Conchita Wurst, do której absolutnie nic nie mam, ale i nie uważam jednocześnie, by zasługiwała na tę statuetkę. Miała niezłą piosenkę i udany występ - to jednak, moim zdaniem, troszkę za mało, by stanąć na podium, zwłaszcza, że były przecież kraje, które spisały się dużo lepiej od niej. Nie trzeba tu nawet szukać daleko - The Common Linnets, reprezentacja Holandii, i ich piosenka "Calm after the storm", naprawdę przyjemna i klimatyczna. W moim odczuciu o tyle lepsza od austriackiej, że można ją przesłuchać solidnych kilka razy - i nie ma się jej tak bardzo dosyć. Podobnie parę innych, finałowych piosenek.
("Nie głosowaliście na Austrię, bo jesteście nietolerancyjni!". Przepraszam, to konkurs piosenki czy tolerancji? Czy jest coś w dziwnego czy nieprawidłowego w tym, że to Słowenia mnie zachwyciła - i to na nią zagłosowałam w Wielkim Finale? Czy coś złego jest w kibicowaniu Grecji czy Rumunii, bo to ona jest czyimś faworytem? NIE! Każdy ma przecież własny gust muzyczny. I to według niego głosuje. Tolerancja nie ma nic do rzeczy - ocenia się w końcu piosenkę i jej wykonanie, w żadnym wypadku zachowanie czy wygląd artysty!)
Niemniej jednak gratuluję Austrii, którą zresztą bardzo lubię, wygranej. Może, w moim odczuciu, to nie do końca zasłużona nagroda, ale i tak dobrze, że pierwsze miejsce zajęła ona, nie "Sernik" Białorusi, który w wersji niestudyjnej traci "trochę" smaku.
__________________________________________________________________________
Zapraszam do przesłuchania, razem ze mną, co bardziej fajnych i przyjemnych dla ucha przegranych, którzy dotrwali do Wielkiego Finału. Bez Polski, bo, choć byliśmy nieźli, to
i tak nie na tyle, by zachwycić. "My, Słowianie" to po prostu piosenka nie w moim stylu.
__________________________________________________________________________
_________________________________________________________________________
Eurowizja - jako widowisko muzyczne - była pełna emocji. Po prostu wspaniała, chociaż było parę piosenek, które nie należały do moich ulubionych. To nie jest już to, co kiedyś. Ten konkurs zamienił się w kolejną walkę o polityczną popularność. A z wygranej Conchity nie jestem zadowolona z tego względu, że piosenka nie jest jedną z moich ulubionych.
ReplyDeleteNo i to chyba tyle ode mnie. Bardzo się cieszę, że znowu w jakiś sposób siedzisz w blogach i czekam na kolejne notki. Już u mnie [hidden-dreamland] wylądowałaś w ulubionych. Jakbyś miała problemy z blogspotem czy coś, to z chęcią Ci pomogę :).
Ojej, Chand, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Cię tu widzę! Zobaczyć zmianę z "Brak komentarzy" na "1 komentarz" jest fajnie, ale tym większa przyjemność, że to żaden spam, a porządny komentarz, w dodatku od Ciebie. :)
DeleteWydaje mi się, że, mimo wszystko, każda Eurowizja jest pełna emocji. Zawsze pozostaje ten lęk, jak poradzą sobie nasi faworyci (lub nasza reprezentacja) na scenie. I zawsze są nerwy, kiedy są wybierane państwa, które mają trafić do Wielkiego Finału. Szkoda tylko, że później jest gorzej. Głosowanie jury to dla mnie nie czas podekscytowania, a zwykłej złości...
Stare Eurowizje przeglądałam raczej pobieżnie, ale nawet dosłownie parę lat temu wszystko wydaje się lepsze. Z pewnością dzięki tej cudownej różnorodności językowej.
"Raise like a phoenix" dla mnie jest piosenką do przesłuchania na kilka razy, ale w ratach. Dla mnie żadna rewelacja - były od niej i lepsze, i gorsze. Szkoda tylko, że te lepsze są akurat pod, a nie przed Conchitą. :(
Dziękuję za dodanie mnie do ulubionych! Postaram się, żeby kolejne notki miały już ten wyższy poziom. Co do problemów z blogspotem, to z pewnością się pojawią, jak w czerwcu czy innym letnim miesiącu zamarzy się bardziej fikuśny wygląd, więc pewnie będę musiała kogoś pytaniami męczyć. Dziękuję więc za Twoją "ofertę". :)
Shennen